Naprawdę jestem zawiedziona ilością komentarzy... Niby jest więcej niż ostatnio, ale to tak nie jest wystarczająco na ilość osób, które informuję.
Mam nadzieję, że rozdział się spodoba i podzielicie się ze mną swoją opinią na jego temat w komentarzu, a nawet przypuszczeniami, jakie macie co do dalszych rozdziałów.
Dziękuję za wszystkie pozostawione przez Was komentarze, obserwacje i wyświetlenia!
Kocham Was!
Jeśli przeczytasz, proszę, skomentuj.
To dla mnie naprawdę ważne!
Rozdział pojawi się jedynie po przekroczeniu minimum 25 komentarzy.
__________________________________________________________________
Sky's P.O.V.
W całym pomieszczeniu było nadal ciemno i cicho. Leżałam zwinięta w kulkę, ubrana w pozostałości moich ubrań i ciągle płakałam. Moje ręce były już uwolnione ze sznurów. Czułam się bardzo źle, po tym co się wydarzyło. Każdy centymetr mojego ciała bolał niemiłosiernie, a w szczególności twarz i okolice intymne. Tam, gdzie najbardziej byłam bita i wykorzystywana. Stróżka krwi na mojej brodzie była już zaschnięta, a rana ciągle bolała. Była dosyć głęboko, więc z pewnością szybko nie zniknie. O ile w ogóle zniknie... Kiedy tylko na moment zamykałam oczy, to wszystko znów wracało. Każdy dotyk, ruch, oddech.
Czułam się tak cholernie brudna i nic nie warta. Byłam wręcz obrzydzona samą sobą. Bałam się wszystkiego, każdego szmeru, dźwięku. Bałam się najbardziej tego, że znów tu wróci i mnie ponownie w tak bestialski sposób skrzywdzi.
Wszystko czego pragnęłam, było to bycie odnalezioną. Chciałam wrócić do domu i już nigdy z niego nie wyjść. Pragnęłam znaleźć się w nieuporządkowanym pokoju mojego brata i przeglądać jego rzeczy. Nikt by mi w tym nie przeszkadzał, a ja odnalazłabym spokój, którego w moim życiu tak bardzo brakuje.
Dlaczego to wszystko akurat mnie spotkało? Czym zasłużyłam sobie na takie życie? Czy ja naprawdę muszę mieć zawsze takiego pecha? Wciąż nade mną wisiało jakiś fatum. Tylko dlaczego?
Bałam się też tego, że Harry może mnie zostawić, po tym jak dowie się, że ktoś inny mnie dotykał. Co prawda nie z mojej własnej woli, ale mógłby to źle odebrać. Kochałam go niewyobrażalnie i chciałam, aby był ze mną zawsze. Niestety po tym co się wydarzyło, moje życie nie będzie już nigdy takie same. To wszystko na zawsze pozostanie w mojej psychice.
Podłoga pod drzwiami zaskrzypiała, a zamek w drzwiach ustąpił. Czułam jego obecność. Miałam zaciśnięte oczy, nie chcąc na niego w ogóle patrzeć. Chwycił moje ręce, uniósł gwałtownie moją koszulkę do góry i odsłonił moje piersi, by następnie przyłożyć mi nóż do klatki piersiowej tuż pod lewą piersią. Dokładnie w tym miejscu, gdzie widniał mój tatuaż, który zrobił mi Harry.
- Co to, kurwa, ma znaczyć?! - usłyszałam w końcu jego głos. Tak znany i zarazem znienawidzony. Tyler.
Natychmiast otworzyłam oczy, by przekonać się, czy rzeczywiście to on jest tą bestią. Popatrzyłam na niego spode łba i splunęłam na jego okropną twarz. Od samego początku wiedziałam, że to nie przypadek, że ciągle mnie śledził i te smsy były zapewne też jego sprawką.
- Jak mogłeś? - wychlipałam, a następnie syknęłam z bólu, gdy jego wielka dłoń zmierzyła się z moim prawym policzkiem.
Podciągnęłam nogi do klatki piersiowej, a mój policzek zaczął pulsować z bólu.
Usiadł jak gdyby nic na krześle obok tego obrzydliwego łóżka. Zaczął się głupio uśmiechać, pocierając kciukiem i palcem wskazującym o lekko pokrytą zarostem brodę. W całym pomieszczeniu było już jasno ze względu na włączoną lampę. Od niego dało wyczuć się smród potu i... ziemi?
- Moja kochana Sky, nareszcie jest w pełni moja - uśmiechnął się pod nosem, ukazując dołeczek w prawym policzku. Dokładnie taki, jaki ma Harry...
- Wypuść mnie, błagam. Obiecuję, że nikomu nie powiem co się wydarzyło tylko mnie stąd wypuść - zaczęłam błagać, ale byłam pewna, że i tak mnie nie wysłucha.
- Zbyt długo czekałem na tę chwilę, by teraz tak łatwo odpuścić. Nawet nie wiesz jak było mi z tobą dobrze, jak z nikim innym dotąd. Twoje ciało wijące się pode mną, niesamowite - oblizał zaróżowione usta.
- Nie przypominaj mi tego. To było okropne! - miałam odruch wymiotny, gdy to wszystko znów miałam przed oczyma.
Widocznie bardzo zdenerwowały go te słowa, bo wstał gwałtownie z krzesła i rzucił się w moją stronę. Silno złapał za moje ramię i popchnął z tak wielką siłą, że uderzyłam głową o obramowanie łóżka.
- Bo co? Bo mój pierdolony brat jest w tym lepszy? Bo ja nie mam ci nic do zaoferowania? - zaczął rzucać we mnie pytaniami, jakby strzelał z karabinu. Coraz bardziej darł się i denerwował.
- Przestań, proszę - załkałam głośno.
- W czym Harry jest lepszy ode mnie, że wybrałaś jego zamiast mnie?! To ja zobaczyłem cię pierwszy! Gdyby los zależał ode mnie, to on byłby w domu dziecka, a nie ja! To ja bym miał to wszystko, a nie on! Dlaczego akurat ja zostałem porzucony?!
Wpadł w furię i zaczął wszystko dookoła rozwalać, wcześniej biorąc z wysokiego kosza kij bejsbolowy.
- O czym ty mówisz?! - spytałam, gdy był jak w amoku.
Analizowałam w głowie wszystko to co powiedział. Nie mogłam w to uwierzyć. Oni nie mogli być ze sobą spokrewnieni.. Anne miała tylko Gemmę i Harry'ego. To w żaden sposób nie mogła być prawda! Może coś źle odebrał. To musi być pomyłka!
- O czym ja mówię? - prycha. - Nie bądź, kurwa, śmieszna! - wywraca krzesło do góry nogami. - Jestem bratem twojego cudownego Harry'ego.
Czuję niesamowity ból w klatce piersiowej, jakby ktoś wbił mi nóż prosto w serce. Moja szczęka dosłownie opada, a w oczach zbierają się kolejne łzy.
Jak brat mojego narzeczonego z zazdrości mógł posunąć się do takiego stopnia, by mnie porwać, a następnie zgwałcić?
Od samego początku, gdy tylko po raz pierwszy zobaczyłam go w kawiarni, i kiedy gwałtownie szarpnął mnie za rękę, wiedziałam, że jest z nim coś nie tak. Ciągle się pojawiał w najmniej oczekiwanych momentach. Nawet był zdolny do za kumplowania się ze swoim bratem, którego tak naprawdę nienawidził. Pomógł kiedy zepsuło się nam auto, nawet wtedy nas śledził. Miał nawet czelność podglądać mnie w intymnych sytuacjach z Harry'm, a co najlepsze przyszedł na moje urodziny i życzył mi wszystkiego dobrego. Miał to wszystko idealnie zaplanowane i jak widać udało mu się wszystko zrealizować.
- To nie może być prawda - powiedziałam rozczarowana i odgarnęłam posklejane włosy z czoła.
- To prawda, Skylet! - warknął na mnie, a ja zadrżałam.
- Nienawidzę cię za to co mi zrobiłeś! Jesteś najgorszą karykaturą z jaką miałam styczność. Zniszczyłeś moje życie! Zamieniłeś je w piekło! Zadowolony jesteś z siebie? - wstałam z łóżka i zaczęłam go okładać pięściami.
Jedyne co robił to patrzył na mnie jak na idiotkę i podśmiewał się. Złapał moje ręce w swoje i przyciągnął mnie do siebie. Próbowałam się wyrywać, ale on nie ustępował. Jeszcze bardziej mnie do siebie dociskał.
- A czy ja prosiłem się o takie życie? Nie - powiedział z frustracja w głosie.
Rzucił mnie na łóżko, a z kieszeni wyciągnął scyzoryk. Ten sam, którym wczoraj zostałam zraniona w brodę.
- Pozwól mi stąd odejść, proszę - zaczęłam cała się trząść, gdy wycelował zimny metal w moją szyję i lekko nim po niej sunął.
- Oj, nie kochana. W życiu nie ma się nigdy tego, czego się chce. Spójrz na mnie - wskazał na siebie i zawiesił na moment głos - nigdy nie chciałem mieć takiego życia, a tu proszę los chciał inaczej.
- Dlaczego winisz za to Harry'ego i mnie? - spytałam. - Gdybyś pojawił się w normalny sposób, rodzina na pewno by ci pomogła i nie doszłoby do tego wszystkiego.
- Dlaczego? Bo równie dobrze ja mógłbym być ukochanym synkiem i bratem. On zwyczajnie zastąpił moje miejsce. To jego Annie mogła oddać, a nie mnie. Wiesz jak to bolało przez tyle lat? To poczucie, że nie masz nikogo kto cię pokocha, kto będzie dzielił z tobą szczęście. To najgorsze co może być - dopiero teraz zauważyłam, że po jego policzkach spływały łzy.
Może i byłoby mi go szkoda, ale po tym co mi zrobił, nie zasługiwał na moje jakiekolwiek współczucie.
Musiałam zrobić coś, żeby się stąd wydostać. Podczas, gdy opowiadał mi o swoim dzieciństwie, obmyśliłam plan. Gdy był już wystarczająco przygnębiony, rozłożyłam swoje ramiona, by się do mnie przytulił. Wiele kosztowało mnie to, aby ponownie mnie dotknął, ale innego rozwiązania nie widziałam.
Ze zaszklonymi oczami podszedł do mnie i wtulił się w moje ciało, a to co najważniejsze odłożył nóż nieopodal mnie. Zacieśniłam uścisk wokół niego, gdy łkał jak małe dziecko. Szeptałam, że wszystko będzie dobrze, że się ułoży, a tak naprawdę próbowałam złapać za nóż. Gdy mi się to udało, pogłaskałam go po plecach i wtedy to zrobiłam... Wbiłam mu nóż w rękę, która mnie obejmowała, a następnie w brzuch, gdy poczuł ból, odsunął się ode mnie. Zaczął kasłać, a krew powoli wypływała z otwartej rany.
- Co ty zrobiłaś, kurwo?! - wrzasnął, a ja z całą siłą popchnęłam go. Zachwiał się i przewrócił, uderzając o kant szafki.
Nie ruszał się, prawdopodobnie stracił przytomność. Kiedy podeszłam w jego stronę, zamarłam. Wokół jego głowy była widoczna średniej wielkości plama krwi. To niemożliwe bym mogła go zabić czy cokolwiek gorszego. Drżącymi rękami zaczęłam przeszukiwać jego kieszenie, by znaleźć klucze. Jak się okazało miał je w bluzie. Zanim próbowałam stamtąd wyjść, sprawdziłam jego puls. Na szczęście był wyczuwalny. Nie mogłabym żyć z myślą, że kogoś zabiłam. Sumienie nie dałoby mi wtedy spokoju.
Pośpiesznie założyłam moje buty, leżące przy łóżku. Podeszłam do drzwi z pękiem kluczy i zaczęłam próbować je nimi otworzyć zanim odzyskałby znowu przytomność. Za piątym razem udało mi się. Popatrzyłam jeszcze raz na jego nieruchomą sylwetkę i splunęłam. Tyle krzywdy mi wyrządził, że równie dobrze zasłużyłby na śmierć.
Wyszłam z pomieszczenia i ponowne zamknęłam drzwi na klucz, aby w razie czego mnie nie dogonił i ponownie skrzywdził. Trzymałam jak najciaśniej mogłam klucze w dłoniach. Rozglądałam się po korytarzu, którym szłam co było dosyć trudne, bo była jedynie mała wiązka światła, która sprawiała, że ledwo co widziałam.
Przeszłam cały korytarz, co chwilę oglądając się za siebie, czy nikogo za mną nie ma. Pobiegłam w stronę światła, co oznaczało, że było stąd wyjście. Wspięłam się po schodach na górę i okazało się, że jestem w salonie jakiegoś domku letniskowego. Odnalazłam drzwi wyjściowe i szarpnęłam za klamkę. Niestety były zamknięte. Już za czwartą próbą, udało mi się je otworzyć jednym z kluczy.
Kiedy wyszłam na zewnątrz uderzyło we mnie chłodne powietrze. Zapadał zmierzch, a zimne powietrze omiotło moje kruche ciało. Przede mną rozpościerał się las. Oglądnęłam się jeszcze na boki i po swojej prawej stronie zauważyłam wykopany dół. Podeszłam bliżej. Był on głęboki i pusty, a obok w ziemię była wbita łopata. Wyglądało to tak jakby specjalnie dla mnie go wykopał, co oznaczało, że chciał mnie zabić, a później zakopać. Wzdrygnęłam się z przerażenia co ten człowiek ma w głowie. To nie było normalne.
Zaczęłam biec przed siebie jak najszybciej potrafiłam. Trzymałam się cały czas prawej strony, by nie zabłądzić. Biegłam i biegłam, a droga zamiast się zmniejszać coraz bardziej się wydłużała. Brakowało mi już tchu.
Przystanęłam na moment by zaczerpnąć kilka oddechów. Odwróciłam się jeszcze raz za siebie by spojrzeć czy na pewno jestem sama. Na szczęście nikogo za mną nie było. Gdy jeszcze stałam i odpoczywałam, by nabrać więcej sił, usłyszałam silnik samochodu. Gdzieś tutaj musiała być droga. To mnie zmotywowało i ponownie zaczęłam biec. Biegłam coraz szybciej, co chwilę potykając się o jakieś wystające gałęzie. Kolejny dźwięk silnika był głośniejszy. Przebiegłam jeszcze kilka metrów i ujrzałam drogę. Odetchnęłam z ulgą. Doprowadziłam trochę swój wygląd do porządku. Nikt nie mógł się dowiedzieć co się stało. To nie był ten czas.
Zauważyłam przed sobą nadjeżdżające auto i zaczęłam machać w jego kierunku, by tylko się zatrzymał. Kiedy powoli zwalniał, odetchnęłam z ulgą. Podbiegłam do niego i zauważyłam, że za kierownicą siedzi starszy mężczyzna. Wyglądał na jakieś sześćdziesiąt lat.
- Mógłby mnie pan podwieźć na Berberys Street? - spytałam, lekko unosząc kącik ust do góry.
- Dziecko, powinnaś się udać do szpitala, jesteś cała we krwi. Może wdać się jakieś zakażenie. Nie wygląda to za dobrze. Wsiadaj - powiedział przez uchyloną szybę.
- Dziękuję, ale to nic takiego. To pozostałości z imprezy kostiumowej. To sztuczne rany - zaczęłam wyjaśniać i zajęłam miejsce na siedzeniu obok. Wiem, że to było najgłupsze co mogłabym wymyślić, ale była to pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy.
Mężczyzna popatrzył na mnie dziwnie i odpalił silnik.
- Nie powiedziałbym, żeby to były sztuczne rany, ale dobrze zawiozę cię na podany adres.
- A mógłby mi pan jeszcze powiedzieć, gdzie tak właściwie się znajdujemy? - spytałam, zapinając pas bezpieczeństwa.
Zacisnął dłonie na kierownicy i popatrzył na mnie ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
- Jesteśmy w Barking. Piętnaście minut od Londynu.
Mężczyzna nie mówił, ani nie pytał o nic więcej, za co szczerze byłam mu naprawdę wdzięczna. Nie miałam ochoty, aby ucinać sobie jakiekolwiek pogawędki. Atmosferę między nami wypełniała grająca w radiu muzyka country.
Zaczęło padać i było coraz ciemniej. Kiedy na moment przymknęłam oczy, wszystko do mnie ponownie wróciło. Po moich policzkach zaczęły spływać zły, a kłucie w sercu było tak silne, że ciężko było mi złapać oddech. Chciałabym, aby to wszystko okazało się zwykłym snem, z którego zaraz się obudzę, ale nie. Rzeczywistość przecież musi być okrutna i to wszystko musi być oczywiście prawdą.
- Jesteśmy na miejscu - oznajmił i odblokował drzwi.
Tak jak mówił, byliśmy kilka domów od domu mojej mamy. Nie chciałam jechać do Harry'ego, bo bałam się tego, co może się jeszcze stać. Moje dłonie zaczęły się pocić, a serce kołatać ze strachu. Jednak musiałam stąd wysiąść i pójść do domu, a to było chyba najtrudniejsze.
- Dziękuję bardzo. Dobranoc - odpięłam pas i powoli wysiadłam z samochodu.
- Uważaj na siebie i idź do lekarza. Twoje rany naprawdę nie za dobrze wyglądają - powiedział przez otwartą szybę, a ja jedynie skinęłam głową.
Jak widać nie uwierzył w moją historię imprezy kostiumowej. Mężczyzna odjechał z piskiem opon, a ja stąpałam po chodniku w kierunku prowadzącym na mój podjazd.
Po około pięciu minutach stałam już pod drzwiami. Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi, a moje ciało zaczęło drżeć. Po kilku chwilach w drzwiach stanęła moja zapłakana mama.
- Mamo - powiedziałam jak najciszej mogłam, a ona natychmiast zamknęła mnie w swoich objęciach.
Zaczęło mi wirować w głowie, a przed oczyma zrobiło mi się ciemno. Nawet nie wiem, w którym momencie straciłam równowagę i zsunęłam się na posadzkę. Później była już tylko ciemność...
Kiedy wyszłam na zewnątrz uderzyło we mnie chłodne powietrze. Zapadał zmierzch, a zimne powietrze omiotło moje kruche ciało. Przede mną rozpościerał się las. Oglądnęłam się jeszcze na boki i po swojej prawej stronie zauważyłam wykopany dół. Podeszłam bliżej. Był on głęboki i pusty, a obok w ziemię była wbita łopata. Wyglądało to tak jakby specjalnie dla mnie go wykopał, co oznaczało, że chciał mnie zabić, a później zakopać. Wzdrygnęłam się z przerażenia co ten człowiek ma w głowie. To nie było normalne.
Zaczęłam biec przed siebie jak najszybciej potrafiłam. Trzymałam się cały czas prawej strony, by nie zabłądzić. Biegłam i biegłam, a droga zamiast się zmniejszać coraz bardziej się wydłużała. Brakowało mi już tchu.
Przystanęłam na moment by zaczerpnąć kilka oddechów. Odwróciłam się jeszcze raz za siebie by spojrzeć czy na pewno jestem sama. Na szczęście nikogo za mną nie było. Gdy jeszcze stałam i odpoczywałam, by nabrać więcej sił, usłyszałam silnik samochodu. Gdzieś tutaj musiała być droga. To mnie zmotywowało i ponownie zaczęłam biec. Biegłam coraz szybciej, co chwilę potykając się o jakieś wystające gałęzie. Kolejny dźwięk silnika był głośniejszy. Przebiegłam jeszcze kilka metrów i ujrzałam drogę. Odetchnęłam z ulgą. Doprowadziłam trochę swój wygląd do porządku. Nikt nie mógł się dowiedzieć co się stało. To nie był ten czas.
Zauważyłam przed sobą nadjeżdżające auto i zaczęłam machać w jego kierunku, by tylko się zatrzymał. Kiedy powoli zwalniał, odetchnęłam z ulgą. Podbiegłam do niego i zauważyłam, że za kierownicą siedzi starszy mężczyzna. Wyglądał na jakieś sześćdziesiąt lat.
- Mógłby mnie pan podwieźć na Berberys Street? - spytałam, lekko unosząc kącik ust do góry.
- Dziecko, powinnaś się udać do szpitala, jesteś cała we krwi. Może wdać się jakieś zakażenie. Nie wygląda to za dobrze. Wsiadaj - powiedział przez uchyloną szybę.
- Dziękuję, ale to nic takiego. To pozostałości z imprezy kostiumowej. To sztuczne rany - zaczęłam wyjaśniać i zajęłam miejsce na siedzeniu obok. Wiem, że to było najgłupsze co mogłabym wymyślić, ale była to pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy.
Mężczyzna popatrzył na mnie dziwnie i odpalił silnik.
- Nie powiedziałbym, żeby to były sztuczne rany, ale dobrze zawiozę cię na podany adres.
- A mógłby mi pan jeszcze powiedzieć, gdzie tak właściwie się znajdujemy? - spytałam, zapinając pas bezpieczeństwa.
Zacisnął dłonie na kierownicy i popatrzył na mnie ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
- Jesteśmy w Barking. Piętnaście minut od Londynu.
Mężczyzna nie mówił, ani nie pytał o nic więcej, za co szczerze byłam mu naprawdę wdzięczna. Nie miałam ochoty, aby ucinać sobie jakiekolwiek pogawędki. Atmosferę między nami wypełniała grająca w radiu muzyka country.
Zaczęło padać i było coraz ciemniej. Kiedy na moment przymknęłam oczy, wszystko do mnie ponownie wróciło. Po moich policzkach zaczęły spływać zły, a kłucie w sercu było tak silne, że ciężko było mi złapać oddech. Chciałabym, aby to wszystko okazało się zwykłym snem, z którego zaraz się obudzę, ale nie. Rzeczywistość przecież musi być okrutna i to wszystko musi być oczywiście prawdą.
- Jesteśmy na miejscu - oznajmił i odblokował drzwi.
Tak jak mówił, byliśmy kilka domów od domu mojej mamy. Nie chciałam jechać do Harry'ego, bo bałam się tego, co może się jeszcze stać. Moje dłonie zaczęły się pocić, a serce kołatać ze strachu. Jednak musiałam stąd wysiąść i pójść do domu, a to było chyba najtrudniejsze.
- Dziękuję bardzo. Dobranoc - odpięłam pas i powoli wysiadłam z samochodu.
- Uważaj na siebie i idź do lekarza. Twoje rany naprawdę nie za dobrze wyglądają - powiedział przez otwartą szybę, a ja jedynie skinęłam głową.
Jak widać nie uwierzył w moją historię imprezy kostiumowej. Mężczyzna odjechał z piskiem opon, a ja stąpałam po chodniku w kierunku prowadzącym na mój podjazd.
Po około pięciu minutach stałam już pod drzwiami. Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi, a moje ciało zaczęło drżeć. Po kilku chwilach w drzwiach stanęła moja zapłakana mama.
- Mamo - powiedziałam jak najciszej mogłam, a ona natychmiast zamknęła mnie w swoich objęciach.
Zaczęło mi wirować w głowie, a przed oczyma zrobiło mi się ciemno. Nawet nie wiem, w którym momencie straciłam równowagę i zsunęłam się na posadzkę. Później była już tylko ciemność...
Świetne x
OdpowiedzUsuńHej skarbie jak zawsze czyta się genialnie xx proszę informuj mnie dalej @ineedmalikhug
OdpowiedzUsuńCudo *.*
OdpowiedzUsuń@zerrieshippers7
Cudowne *-* oh, to jest straszne co wydarzyło się Sky. Nie powinno jej się to wydarzyć I żyć szczęśliwie z Harry'm. Już wystarczająco się w życiu nacierpiala.
OdpowiedzUsuńJednak dobrze, ze udało jej się uciec. Oby Tyler nie był w stanie jej znaleźć, ani nic.
Czekam na kolejny.
Dużo weny, kocham xx
@yourwhiteangell
Taaaak! Wreszcie sieu uwolnila, mam nadzieje ze rozdzial pokaze sie jak najszybciej, a komentarzamyvmysle ze nie powinnas sie przejmowac, ja bym sie cieszyla ze mam super czytelnikow @xxmysweetlovato
OdpowiedzUsuńAaaaa tak sie ciesze ze. Sie wydostala. Klaudia
OdpowiedzUsuńcudo
OdpowiedzUsuńdobrze, że Sky już się stamtąd wydostała
przpraszam za taki krótki komentarz :(
życzę weny xx
@Barbara12544949
jejku jak się ciesze, że Sky się wydostała :D
OdpowiedzUsuńczekam na nexta ;)
Dobrze, że Sky uciekła.
OdpowiedzUsuńRozdział cudo, a Tyler powinien umrzeć .
Aaaa! Kochanie jak ja dawno nie czytalam twojego ff <3 rozdzial cudowny, ale jeszcze musze nadrobic poprzednie rozdzialy wiec zaraz bede brala sie za czytanie :) Swietnie wyszla ci ta scena buedna sky ; ( gdzie jest moj harry?!
OdpowiedzUsuńten rozdział jest po prostu sagdfhgvsxdmdmmsnm NEXT NEXT NEXT! <3 @btwstylesx
OdpowiedzUsuńo mój boże aaa! czekam na nn <3
OdpowiedzUsuńz niecierpliwością czekam na następny rozdział! xxx
OdpowiedzUsuńproszę daj już kolejny rozdział bo nie wytrzymam kocham ten blog i to jak piszesz! xoxo
OdpowiedzUsuńnie lubiałam Tylera a teraz go nienawidzę grrr ;/ mam nadzieje ze wszystko bedzie okay czekam na nn :))
OdpowiedzUsuńCieszę się, że podoba Ci się to co tworzę, ale proszę, nie spamuj, bo tego nienawidzę.
UsuńTakim czymś, na pewno nie przyśpieszysz daty dodania rozdziału (:
bardzo interesujący rozdział już czekam na następny miło się czyta Twój blog i to co piszesz (: życzę Ci weny do pisania. @Malikowaaa_69 x
OdpowiedzUsuńBiedna Sky, co ten idiota chcial jej zrobic!
OdpowiedzUsuńDobrze, ze trafila na tego dziadka :(
I... oby Harry znalazl Sky u jej mamy :(
Milego weekendu xx
@TheAsiaShow_xx
jej..jak smutno :( świetny rozdział, nie mogę się doczekać kolejnego ;)
OdpowiedzUsuńO MÓJ KOCHANY BOŻE
OdpowiedzUsuńzubdosssisbxidaaposbhs cudowne
jesteś genialna
@luvmyStyles_94
Dobrze, że Sky się wydostała.
OdpowiedzUsuńTrochę smutny rozdział, ale mimo to nadal oczywiście jest genialny.
Przepraszam, ze dopiero teraz ale szkoła inne obowiązki i brak czasu
Rozdział naprawdę świenty.
_@dominika_
jestem pierwszy raz na Twoim blogu chce Ci tylko powiedzieć że z przyjemnością czyta się to co piszesz ostatni rozdział ma tyle emocji w sobie i już się nie umiem doczekać na kolejny :)) x
OdpowiedzUsuńNie wiem co powiedzic. Zatkalo mnie. Przez caly rozdzial serce walilo mi jak oszalale, bo balam sie, ze on ja dogoni i znowu jej cos zrobi.
OdpowiedzUsuńBiedna Sky... jeszcze na sam koniec stracila przyromnosc :(
Jestem ciekawa jak zareaguje Harry.. W koncu to jego brak porwal jego Sky.
Rozdzial swietny.
Czekam nn.
@andrejjj99
O jezu o jezu o jezu
OdpowiedzUsuńCo tu sie dzieje
Gdzie jest Harry?
Dajcie mi next !!!
@Faza_Bo_Hazza
Omg ale emocje
OdpowiedzUsuńCały rozdział czytałam w takim skupieniu i zaciekawieniu..
Tyler bratem Harrego? Nie do uwierzenia.
On jest psycholem. Biedna Sky
Mam nadzieje że pójdzie na policje, znajdą Tylera i go zamkną, no chyba że umrze to jeszcze lepiej dla niej. Bedzie miała spokój.
sky jest mega dzielna. Bałam się że nie da rady uciec po tym jak go dźgnęła, ale dobrze że stracił przytomność.
Dobrze, że ten facet jejj pomógł i ją odwiózł.
Teraz tylko Harry musi się nią zaopiekować.
Przepraszam, że tak długo nie czytałam tego ff. Brak czasu niestety..
Od teraz to zmienię i będę czytać na bierząco.
Proszę o informowanie.
Powodzenia w pisaniu.
Buziaki! ❤
@xiluvmyharryx
Rozdział czytałam na szybko, bo nadal żyłam konkursem z polskiego, na którym chwała Bogu było do napisania opowiadanie. Musiałam się spieszyć, więc po prostu napisałam ostatni rozdział mojego opowiadania.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Sky da sobie radę tak jak Harry upora się z tym, że jego narzeczoną zgwałcił jego brat. Rozdział jak zawsze świetny. Nie wiem jak to robisz, ale nawet gdy mówisz, że nie masz weny to i tak rozdziały wychodzą ci świetne.
Życzę weny
Do zobaczenia
zmarznięta @kurwa_ily
Nienawidzę Tylera!! -,- A rozdział super jak zwykle <3
OdpowiedzUsuńwww.xyz-fanfiction.blogspot.com <--- zapraszam do przeczytania mojego opowiadania, dopiero zaczynam napisałam na razie 2 rozdziały. Mam nadzieję, że spojrzysz i Ci się spodoba, xx.